Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy staruszek na próg wszedł, refektarz już był pełen, a zwijało się w nim tyle i tak różnych ludzi, że się zrazu jakby nieco wylękły, u drzwi zatrzymał. Do jedzenia jeszcze czas nie był przyszedł, a że stary stać nie mógł, braciszek go na ławie posadził, nieopodal ode drzwi, bo daléj iść namówić nie mógł. Oczy wszystkich zwróciły się zaraz ciekawie na ubogiego pątnika.
Byłby i on téż zaprawdę miał się w czém rozpatrywać, gdyby ciekawym był różnobarwnéj téj zbieranéj drużyny.
U stołu już siedziało kilku rycerzy zakonnych, stary jeden i zgrzybiały, kaleka drugi bez ręki,—trzeci, któremu otyłość bezmierna chorobą się stała i odpoczynek nakazywała. Było jeszcze dwóch, co się może chorymi czynili, aby lepiéj zjeść za oczyma. Oprócz zakonników, siła było podróżnych, znać z rycerskich orszaków przybyłych książąt i baronów; byli i klerycy, a pisarkowie różni, i posłańce z Niemiec, i mieszczanie. Więc choć zcicha niby rozmowy się wiodły, a gwar był jakby woda szumiała w strumieniu. A wśród tego szumu prysnął czasem śmieszek, jak kiedy się fala o kamień rozbije.
Ów otyły rycerz, choć nikt jeszcze nie jadł, z za pasa noża dobył i z bochenka chleba leżącego