Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 292.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawołał śmiejąc się zoczywszy go Starosta i rękę doń wyciągnął.
— No, słowny WMość jesteś, to pięknie, a cóż, czy go kosmato mam witać?
Nie zrozumiał Kuno, chociaż się domyślał, że go o powodzenie konkurów pytano.
— Cóż się z waszą dziewką stało? — dodał Brochocki, patrząc mu w oczy.
Chłopak głowę spuścił, westchnął i nie odpowiedział nic. Nie było co więcéj pytać.
— Dziękuj Panu Bogu — rzekł Brochocki — tymczasem nim co będzie, izbę ci każę ciepłą dać, spocznij sobie, rozmówimy się co daléj poczniemy.
Niespodziany ten gość przybyły na samą wigilię Bożego Narodzenia, we wszystkich wielką obudzał ciekawość, począwszy od czeladzi, aż do gospodyni i jéj córek. Gdy się potém zjawił wieczorem dość ubogo przyodziany w izbie, w któréj już wszyscy byli zgromadzeni, ubrani jak na gody przystało, niemal litość obudził, nawet w tych, co się każdym Niemcem brzydzili. Wyglądał biednie a pokornie.
Nad wyraz smutnym się wydał wszystkim, a jako jeniec trzymał się na uboczu, i z językiem téż mało będąc oswojonym, więcéj oczyma niż