Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 270.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zamilkła gospodyni, milczał i Dienheim, ale burzył się.
— Przecie słowo coś znaczy, gdy raz dane było, a jam od niego nie uwolnił: pierścień na palcu mam! Jeździłem gdzie mi kazała, czyniłem co poleciła, wróciłem wedle jéj woli i dla niéj. To nie może być!
— Ale ona śluby uczyniła — przerwała Pawłowa — cóż wy, z Bogiem o nią staniecie do walki i z Zakonem. Ona habit wdziała, ona przysięgła.
Dienheim się rzucił.
— Więc ani wspomniała o mnie? — zapytał gniewnie — więc szydziła sobie ze mnie.
— Gdym jéj mówiła o was, śmiała się tylko i ruszała ramionami i nazywała was, wiecie jak? wiecie co o was mówiła? To mój knecht, a królowe za knechtów za mąż nie wychodzą.
Krew uderzyła do twarzy Dienheimowi, wstał miarkując się, ażeby nie wybuchnąć, ściął usta silnie — z pod powiek przymrużonych, białka mu świeciły.
— Gdzież jest córka wasza? — spytał.
Pani Pawłowa zdawała się namyślać i wahać.
— Ja nie wiem dobrze: przy szpitalu w Elblągu, albo w Malborgu może, lub gdzie już ją na wieś wysłali.