Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 263.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale waszmość wiesz, my nie bierzemy żołdu, służym o własnym koszcie: okup i łup to cała zapłata za potłuczone kości i doznaną biedę.
Począł się starosta dowiadywać jak daleko było, i co za jedna swatała mu się dziewka, i od słowa do słowa dowiedział się w końcu wszystkiego, aż śmiechem parsknął.
— Szatan nie dziewczyna — rzekł — patrzéć na nią pewnie miło, a żenić się nieprzyjacielowibym nie życzył; ale kto w czém smakuje, radzić trudno. Znać z was rycerz mężny, kiedy się na to porywacie. Więc jedźcie i wracajcie.
Było naówczas między wszystkimi orężnymi ludźmi, choćby z obozów nieprzyjacielskich braterstwo takie, iż Brochocki jeńca puszczając, pożałował go, że odarty był i nie mógł się przystojnie stawić przed mieszczanką. Dał mu więc i koni dobrych parę krzyżackich i siodło jedno piękne i delię szytą i odzieży co było potrzeba, czém sobie ujął serce Dienheima.
Rozstali się więc w Bydgoszczy jak najlepiéj, a że Kuno dawszy słowo rycerskie powróci, o tém starosta wcale nie wątpił. O przewodnika nie było trudno, puścił się więc hrabia samotrzéć ku Toruniowi, dobrze konie podkuwszy, bo mrozy już ściskać zaczynały i gruda była ostra.