Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 262.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był humoru, choć mu nigdy na nim nie zbywało. Wiązano sakwy, opony różne i naczynia, których po zamkach nabranych, król wiele rozdarował.
— Panie Starosto — odezwał się Dienheim, — choć zrazu ostroście się obchodzili ze mną, alem miał dużo dowodów waszéj łaskawości dla mnie i dobrego serca. Pozwólcież mi się do niego odezwać jeszcze.
— Chcesz bym cię bez okupu wypuścił? — spytał Brochocki.
— Jak mnie dziś widzicie — rzekł Dienheim — żadnego za siebie dać nie mogę, a do brata słać daremna rzecz.
— Więc musicie choć rok u mnie w Brochocicach konie najeżdżać — począł śmiejąc się Starosta. Nie mam już ani jednego jeńca, aby go w domu pokazać, choć, choć grafiątkiem z nad Renu się pochlubię.
— Jam przyszedł was prosić o folgę — rzekł Kuno — mam dziewkę bogatą kupcównę, która mi słowo i pierścień dała, dozwólcie mi jeszcze raz pójść się o nią upomniéć. Jeśli dotrzyma słowa, może i okup zapłacimy.
— Tém-ci lepiéj! rycerskie słowo — podchwycił Brochocki — stawicie się za cztery tygodnie w Brochocicach. Okupu ci wielkiego nie naznaczę,