Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 256.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się trzeba, bośmy się w piątek krzyżackiego mięsa najedli i post złamali.
Na pobojowisku pobrawszy zbroje i sakwy i konie i oręż, i co łupem było, powiązawszy jeńców, wreszcie łuczywa pozapalawszy, poszli wszyscy z pieśnią pobożną jak należało do miasta, najprzód pod klasztor dawny Cysterski, gdzie składy były, a potém do namiotów i stołów.
Ryby rannéj prawda nie było i znaku, ale mieszczanie wiedząc o zwycięztwie postarali się o inną, a na zamku téż coś zapasu było.
Gdy wozy krzyżackie przyszło zabierać, a Brochocki poszedł ze zbroją po Elchingerze i orężem szukać miejsca, gdzieby je złożył, o mało nie osłupiał postrzegłszy siedzącego między wozami Dienheima. Bez zbroi, bez miecza, w odzieży prostéj, dawny jeniec pana Andrzeja na ziemi skurczony i już związany pół leżał, pół siedział.
— Kuno, a wy tu co robicie? a słowo? — zakrzyczał Brochocki.
— Nie biłem się — odparł zarumieniony Dienheim — wzięli mnie Krzyżacy w drodze. Każcie rozwiązać, proszę. Gdybym się bił, albobym padł był w téj strasznéj bitwie, lub ranny był przynajmniéj. Zbroi ani kaftana nie mam.