Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 244.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dźwiedziem siedział. — Serce się kraje, gdy pomyślimy, żeśmy go miéć byli powinni.
— Witoldowa to robota — mruknął Malski — ja mu nigdy nie wierzę. Zdradził nas pewnie.
— Żmudź mu za to dali — wtrącił inny.
— Panie Andrzeju — mówił Naszan Topor — wy to lepiéj od nas wiecie: dużo ich tam znowu jest?
— Jużciż nie tyle co było pod Dąbrowną — rozśmiał się Brochocki, — a zawsze poczet duży. Niemcy to płodny naród, rodzi się ich naraz po dwóch, po trzech, i żyje to lada sucharem, a skórę ma twardą.
— Nie lubię ich — mówił Ostroróg — ale z respektem jestem. Rycerstwo mają dobrze wyćwiczone, oręż przedziwny, a rzemiosła u nich jak nigdzie.
— Tylko — ozwał się Niedźwiedź — ani z Francuzy, ani z Hiszpany, ani z Włochami u nich równać się nie mogą. Zobaczcie zbroje niemieckie przeciw włoskich i hiszpańskich, albo miecze lub tarcze!
Chciał coś mówić Niedźwiedź jeszcze, gdy postrzegł, że pacholę, które z jego tarczą chodziło, biegło pędem doń z twarzą rozjaśnioną. A tuż u żołnierskich mis powstał rozruch, bo każdy co