Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 204.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W. Miłość nie odrzucaj tak mojéj ofiary, jak król Jagiełło odepchnął Plauena: bogdajbyście tego nie żałowali. Pomóżcie mi do króla się dostać, dojść do Plauena, a i z Jagiełłą pokój stanie.
— Rozmowa tak poczęta, przerwana na chwilę, kilka razy zawiązywana nanowo, skończyła się po dwóch godzinach szepty cichemi: Witold milczał, Mistrz mówił, nacierał, dowodził, i z weselszą twarzą nareszcie księcia pożegnał.
Oba orszaki potém rozjechały się szybko, każdy w swoją stronę, a Witold biegł do obozu, do którego wrócił przed wieczorem. Oczekiwano go tu z niecierpliwością wielką. U namiotu stał Krystyn z Ostrowa i kilku starszyzny, których Witold, jakby pomieszany, skinieniem głowy powitał.
Znano go, że mówić długo nie lubił, ani się był zwykł ze swych czynności tłómaczyć. Nie rozwodząc się nad tém, dlaczego tak postanowił, oznajmił, iż jutro Mistrza inflantskiego sam przewiedzie do króla.
— A chorągwie tu pozostaną? — zapytał Krystyn, rzucając okiem ciekawém na księcia.
Witold odparł jakby zmuszony: