Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 197.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

struli kasztelana! — krzyknęła z lamentem wielkim — niepoczciwi ludzie!
— Z nimi ani się kłócić, ani się całować — szepnął Werder — i tak źle i tak nie dobrze. Rady niéma. Kasztelan niezły był człowiek; kto wié, kogo po nim dadzą.
Jeszcze wyrazów tych nie dokończył, gdy we dzwony uderzono u Ś. Jana i wszyscy zamilkli osłupieni. Poznać było łatwo, iż dzwoniono po umarłym.
Ofce zrobiło się słabo; ujęła poręcz krzesła, zatoczyła się i siadła.
Werder postąpił do okna.
W rynku stała kupa ludzi z głowami ponachylanemi; opowiadali jedni, słuchali drudzy. Środkiem konnych kilku we zbrojach jechało zwolna do zamku z podniesionemi przyłbicami, z pod których twarze widać było posępne i groźne.
— Kasztelan musiał umrzéć — szepnął Werder.
— Czy wy płakać po nim będziecie? — ozwała się Ofka. Miły Panie! a toż cieszyć się chyba, że ich ubywa.
Przestraszona Noskowa łamiąc ręce chodziła po izbie. Wtém z kościoła wracający, w progu ukazał się ksiądz Jan blady i zmieszany wielce.