Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 190.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ła, nadewszystko to, że Polaków zdradą tylko i chytrością podejść można.
Doniosła téż o Dienheimie, za którym matka była zawsze. Uśmiechało się jéj owe grafstwo, choć się do tego przyznać nie chciała, choć niby niém pogardzała.
— Tyle dobrego — szepnęła Ofka — że teraz mi służyć musi, a jeśli głowę całą wyniesie, a wojna się skończy, znajdzie się czém go odprawić, lub... zobaczymy. Śpieszyć się niéma czego.
Kilka dni upłynęło; jednego wieczora zapukano do drzwi, Kuno na górze się zjawił, ale zastał matkę samą. Pani Barbara chłopca dosyć lubiła, a nawet oczyma doń strzelała, choć on tego nie zdawał się rozumiéć.
Kazała mu przy sobie siąść i wina przynieść. Ofka téż dowiedziawszy się o nim, zeszła z góry, nie zadawszy sobie pracy, przybrać się dla niego.
Porwał się Dienheim, zobaczywszy ją: przyjęła go zimno.
— Byliście w Malborgu?
— Tak jest — odezwał się Kuno — i w obozie królewskim i na zamku w Sztumie.
— Cóżeście przynieśli?
— Zlecono mi wiele, nie darmom głowę niósł, to dosyć.