Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

są panie mieszczki co się bawią z gośćmi, i nam tak uczynić potrzeba. Plauen powiada, żeby ich dobrze przyjmować i niczego nie szczędzić, i poić i karmić na śmierć. Plauen ma rozum! On Zakon wyratuje. Oni Toruń opuszczą: tu dla nich powietrze nie zdrowe!
Wolff stary wszedł, kłaniając się i oznajmując, że misy były na stole. Nie było srebra, cynowe naczynia i glina, wszystko pochowano po lochach, ale kuchnia jak dawniéj dostatnia.
Przy obiedzie toczyła się rozmowa o zamku, choć Wolff na słowa jak na pieniądze był wielce oszczędnym. Przytomność jego przeszkadzała tylko hrabiemu do rozmowy, któréj on pragnął, a dziewczę zdawało się jéj unikać. Postanowił, gdy od stołu wstaną, zmusić ją do szczerszego pomówienia z sobą, ale Wolff siedział, nie ruszając się.
Dienheim wreszcie musiał o niém zapomniéć.
— Cóż mi pani więcéj każe? — zapytał. — Przybyliśmy szczęśliwie do Torunia: nie wiem co tu będę robił!
— Wiesz pan co? — rzekła Ofka — poznaj się z tymi co są na zamku, staraj się dowiedziéć ilu ich jest, jak zbrojni, co robią, co zamyślają;