Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oczy jéj przeleciały po nim wejrzeniem zimném i wspiąwszy się na schody pobiegła.
Nie był znać rad gościowi, milczący Wolff, który go do izby na tyłach zaprowadził i tłómacząc się nocą, a potrzebą ostrożności, zostawił samego z lampką i twardym tapczanem.
Mimo znużenia, noc tę spędził marząc i drzémiąc Kuno i nie zasnął aż nad ranem, gdy już w kościele Ś. Jana na pierwszą mszę dzwoniono.
Zbudziła go służąca, która mu gorącą polewkę winną przyniosła, ale w rozmowę żadną wciągnąć się nie dała. Spytana o panią, ruszyła ramionami i wyszła co prędzéj.
Dienheim więc został w kryjówce swéj, któréj okno wychodziło na czerwony mur nagi i wysoki. Nie widać było nic więcéj, oprócz odrapanych boków jego i ciasnego przejścia zarzuconego śmieciem.
W izbie stało kilka pak rozbitych i spora kupa sznurów leżała.
Po dzwonach kościelnych mierząc czas, doczekał się tu Kuno południa, zakłopotany wielce, co z sobą uczyni, gdy mruczący Wolff zajrzał do izby i nic nie mówiąc, ręką schody mu na górę pokazał.