Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 138.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na stół wypadł krzyżyk czarny prosty, na którym w środku była mała tarcza z jakiemiś znakami.
— Pokażcie: dosyć będzie tego.
I śmiejąc się, a nie czekając podziękowania, pośpieszył do drzwi, gdzie zabrawszy próżną misę i dzbanek, wysunął się coprędzéj.
O brzasku, zbroję przywdziawszy, Dienheim na koń siadł i do miasteczka pobiegł. Przed kamienicą już stały téż konie posiodłane, które w mroku dojrzał zdala, a nim się przybliżył, już na obu siedzieli jeźdzcy, którzy podbiegli ku niemu. Starszy, siwy już człek, stanął wraz za hrabią, a drugi jechał jako pacholę z tyłu. Twarzy mu widać prawie nie było, bo płaszcz miał nasunięty, niby od rannego chłodu. Samotrzeć więc jechali w milczeniu drogą pod zamkiem, około samych bram, gdzie się hrabia dał poznać i swobodnie daléj gościńcem pokłusowali. W końcu grobli stary dotąd milczący, wskazał na prawo, młody wyprzedził Dienheima, spiął konia i puścili się żywo nie bardzo utartą drogą. Ofka nie mówiła słowa, nie odwróciła twarzy i dopiéro po godzinie, koniowi dając folgę, zagadnęła, nie hrabiego, ale starego sługę, czy sądził, że drogi bezpieczne?..
Korzystając z tego, zbliżył się Kuno; popatrzała nań dziewczyna chłodno, roztargniona i ko-