Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 135.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Najważniejsza rzecz gotowa, to, żem ja wolny — rzekł Dienheim, — pożegnam dowódzcę, który jest człowiek zacny.
Ofka mu przerwała.
— Tak? już ich zacnemi zowiecie?
Chciała się odwrócić od niego, lecz namyśliwszy się słuchała daléj.
— Konia dla siebie mam, jutro o szarym mroku jechać trzeba — dodał Kuno, — aby was nie poznano. Powiem, żem sobie dwóch ludzi zwerbował na służbę.
Ofka nie odpowiadając nic, do drugiéj izby wybiegła, natychmiast się do drogi sposobić. W chwilę była nazad wołając, aby jechać zaraz, dziś po nocy.
— Dokąd — spytał Kuno.
— Do Torunia — odparła żywo.
— Toruń się już bodaj poddał — rzekł Dienheim.
— To nie może być! — krzyknęła Ofka.
— Przekonacie się: pojedziemy.
Nie było rozmowy, dziewczę śpiewało, śmiało się, przeklinało i groziło, a nadewszystko śpieszyć chciało.
Napróżno o czulsze słowo i spojrzenie błagając, Kuno wreszcie przekonał się, iż tego dnia nie o-