Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 134.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto to jeszcze wié — dodał śmiejąc się Brochocki — jak nie będę miał co robić, nazbieramy starych wyjadaczów i pójdziemy ci Dienheim zdobyć na bracie.
W ten sposób waśń się skończyła. Kuno był upokorzony i stał się łagodnym jak baranek.
Wypili po dwa kubki, rozprawiając jak to pod Grünwaldem było, bo o téj bitwie nigdy się dosyć nagadać nie było można.
— Wojować nie będę — dodał Kuno, — ale nie zaręczam, żebym się nie włóczył, żeby się dziełu rycerskiemu przypatrywać.
— Byle cię gdzie za tę ciekawość kula nie spotkała.
Uczuwszy się wolnym, tegoż dnia pobiegł Kuno do miasteczka. Ledwie się w rynku pokazał, Matiaszowa do niego ze schodów się spuściwszy, do drzwi wyszła, nawołując do siebie.
— Jest Noskówka? — spytał.
— Jest, ale mi szaleje — odparła mieszczka, — boję się z nią jakiéj biedy; po nocach się zrywa i chodzi senna a bredzi. Utrzymać jéj nie mogę.
Pędem wpadł na górę Dienheim. Znalazł Ofkę po izbie przechadzającą się z rozpuszczonemi włosami. Zaledwie się w progu ukazał, skoczyła doń pytając, czy wszystko do drogi gotowe.