Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 131.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A siedzieliście, do kata, długo! gdzie? z kim? — począł Brochocki.
— Włóczyłem się bąki strzelając — rzekł hrabia Kuno.
Rozmowa zaczęta w tym tonie dla obu nie dobrze wróżyła. Brochocki tęsknił za wojskiem i towarzyszami i zły był, Kuno Dienheim nie lepszy; przypomnieli sobie łacno jak się zrazu kłócili i koty darli. Poczęła się zwada z niczego. Od słowa do słowa, Dienheim słowo rycerskie odebrał i oświadczył, że chce być strzeżonym i jak jeniec traktowanym, a o łaski nie prosi.
Brochocki zagroził mu, że go do lochu posadzi, albo nawet w żelaza zakuć każe, bo do tego miał prawo. Harde hrabiątko drzwiami rzuciwszy poszło. Na tém się tego dnia skończyło.
Nazajutrz posłał p. Andrzéj do niego po słowo ks. Jana, Dienheim odmówił: kazano go do lochu wsadzić. Abel dostał polecenie wyszukać carceres i z kluczem w ręku przyszedł po jeńca, który nie mówiąc nic udał się za nim. Grzyb był zafrasowany wielce, ale w podwórze wyszedłszy, udawał stworzenie, które nic nie czuje, nie rozumié i czyni co mu kazano. Brochocki na schodkach stał. Żal mu się zrobiło znać drapieżnego młokosa, krzyknął więc na Abla: — Dać mu pokój! a straży tyl-