Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kortyn, a gdy Dienheima zobaczyli, zdala mu p. Andrzéj grozić zaczął.
Chłopak jednak szedł powoli, bo mu się w głowie kręciło, od szumu tych wyrazów Ofki, które słyszał, i wierzyć mu się im nie chciało. Znał on dziewczę dawniéj, ale nigdy je tak zapaloną siostrą Zakonu nie widział. Ważył więc w sobie, czy ma jéj pomagać do nierozsądnéj ucieczki, czy ks. Janowi o niéj donieść, aby ją wiózł do matki.
Ostatnie zdawało mu się rozumniejszém, gdyż żal mu było dziewczęcia, które za pół-obłąkane niemal uważał.
— W głowie się jéj pomieszało — mówił do siebie — i nie dziw, kto patrzał na ten bój, kto widział ten dzień, kto słyszał łoskot padających tysiąców i jęk konających rycerzy tylu, ten oszaleć może. Cóż dopiéro słabe serce kobiece i niewieścia myśl, co jutra nie widzi?
Tak dumając zbliżył się do wrót. Abel siedział wśród żołnierzy, w najlepszéj z nimi zgodzie, ze świeżéj słomy plotąc misternie kapelusz, a robocie téj z wielką ciekawością przypatrywali się odpoczywający ludzie, podziwiając jéj mistrzostwo.

∗             ∗

Wróciwszy do zamku, Dienheim się skrył, że-