Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przekraść się trzeba, by je wyprzedzić.
Dienheim przestał mówić, widząc, że szalejącego nie przemoże dziewczęcia.
Mieszczka stała osłupiała. Nagle Ofka obróciła się do jeńca i pochwyciła go za ręce obie.
— Tyś mnie gotów zdradzić i wydać wujowi! — zawołała — tobie chodzi o żonę bogatą.
Dienheim się oburzył.
— Tak — rzekł — o żonę, ale nie o bogactwa twoje, i tych wyrzec się jestem gotów.
Znowu dziewczę w oczy mu popatrzało długo, i jakby wywarłszy swą potęgę na nim, rzekło śmiało:
— Jak ztąd uciekać? Droga jedyna prowadzi pod zamkiem, tamtędy nie można: schwytać nas mogą.
— Tak jest, tamtędy chodzić nie wolno.
— Przez błota i moczary? czółnem? wszak muszą być rybacy? wszak czółna się znajdą?
— A za moczarami i stawy? — zapytał Dienheim — tam kraj cały już Jagielle poddany; zamki w jego rękach: mogą nas pochwycić.
— Niech pochwycą — rzekła zamyślona — i toby nie było źle. Jagiełłoby mi przebaczył, wziąłby mnie znowu do dworu, bo mu pewno nie powiedzieli kto jestem... Trzeciego dnia wpuści-