Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 101.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grosza niemało, srebra, złota i klejnotów, a łańcuchów pięknych, które się na podarki przydać mogły. Miasteczko téż było niczego i tegoż wieczora przyszła się starszyzna pokłonić, coś niosąc na misach. Tym pan Andrzéj przez tłómacza zapowiedział, iż jak dla posłusznych i dobrych potrafi być ojcem, tak, gdyby w konszachty jakie z Krzyżakami wdawać się, a do niepokoju jakiego mieszać się chcieli, ukarać surowo potrafi. Poczém ukazał im na murach działa i dodał, że nieprzyjaciela się nie spodziewa, lecz na miasteczko je obrócić każe, gdyby mu nieposłuszném być chciało.
Nikt tam o tém nie myślał naówczas, gdyż zamki z kolei ogołocone z żołnierza, jedne po drugich się poddawały. Szło więc wszystko jak z płatka. Ludzie, których z sobą pan Andrzéj wziął, choć ich garść była nie tak znaczna, dobrani byli, doświadczeni i mężni, a starczyli na obsadzenie zamku, który raz zająwszy i straże ustawiwszy, spać było można spokojnie.
Wziął téż z sobą Dienheima Brochocki, a ks. Jan znużony drogą i nie wiedząc co czynić z sobą, zgodził się na to, by w Morągu odpocząć, pókiby o Ofce jakiéj nie powziął wiadomości. Dienheim się pewnie nie mniéj o nią i jéj los nad staruszka kłopotał, lecz zdawało się niepodobieństwem dostać