Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I skłonił się pokornie.
Ciągnęła się daléj rozmowa o Zakonie i o jego potędze, poczém ks. Witold zapewniwszy księdza Marcina o łasce swéj i obdarzywszy go, odpuścił. Ponieważ pisarze królewscy jeszcze zajęci byli, bo król nowych gońców wyprawiał, po pierwszych z chorągwią Św. Jerzego i listami do królowéj wysłanych, wskazano księdzu namiot dworski, aby tam z innymi duchownymi mógł spocząć. Uczynił to ks. Marcin, a że po polsku mówił dobrze i dawnym się Benedyktynem z Łyséj góry opowiadał, mile go tu przyjęto.
Starając się ze wszystkiemi poprzyjaźnić, ująć kogo mógł, począwszy od podkanclerzego, ofiarując téż posługi swe do pióra, jeśliby ludzi brakło, wnet się tu znalazł jak w domu i rozgościł. Nazajutrz już mszę świętą odprawiał w kaplicy dworskiéj i z księżmi, jakby oddawna znajomy, poufale obcował. Radzi mu zaś byli wszyscy, bo wiele umiał o Krzyżakach opowiadać, i zdawał się ich z duszy serca nienawidziéć.
Nazajutrz, gdy ten i ów dalsze ciągnięcie na Malborg doradzał i do pośpiechu naglił, ks. Marcin wymownie bardzo umiał dowieść, iż bynajmniéj śpieszyć się czego nie było, bo nieprzyjaciel spłoszony i wylękły i za miesiąc nowych sił zebrać