Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 084.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

godło jego nosił, młodego człeka, ale buty niezmiernéj i dzikiego. Tego, że nawet w niewoli się z nim wadził i umysłu był niepokonanego, a pan Andrzéj cierpiéć nie mógł, iżby kto nosa przed nim zadziérał, chciał sobie pan Brochocki zachować.
— N. Panie! — rzekł — wszystkimi niewolnikami niech W. Kr. Mość rozporządza, jako wola i łaska, ale o tego jednego Niemczyka prosiłbym dla mojéj pociechy.
— A cóż z nim poczniesz?
— Nie wiem, może mi zbroiczkę będzie czyścił, ale muszę pacholę nauczyć pokory. Przytém nosi tarczę taką jak moja, musi być jakieś między nami powinowactwo.
Popatrzył król na chłopaka i ręką skinął, zaczém go sobie Brochocki prowadził osobno. A miał z nim kłopot nie mały, bo Niemiec słowa rycerskiego mu dać nie chciał.
Rozmawiali z sobą językiem łamanym, bo Dienheim po polsku, długo u Krzyżaków siedząc, gdzie różny lud bywał, cóś liznął, a pan Andrzéj niby po niemiecku umiał. Tyle się więc rozumieli, że gdy jeden drugiego łajał, złościć się na siebie mogli.