Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Miłościwa pani — rzekła Ofka, jakby przebudzona — już o tém mówić zapóźno jak się to i dlaczego stało! Ogarnął mnie szał jakiś, zapomniałam, że kobiece miejsce u kądzieli, myślałam, że Zakonowi przydam się na co i służyć mu potrafię.
— A jakże ty mu służyć mogłaś? bijąc w dłonie — przerwała Schützowa — ani siły, ani głowy.
— Alem serce miała i mam, kochana pani — odezwała się Ofka. — Znać miałam tych nieszczęść przeczucie.
— I matka cię puściła?
— Nie pytałam się matki.
— Oszalało biedactwo! — z litością przemówiła Schützowa, a siostra powtórzyła to za nią — oszalało. — I gdzieżeś ty się plątała?
— A! pani moja — krzyknęła Ofka — tam byłam, gdzie żadna kobieta nie śmiałaby była wejrzéć, na tém pobojowisku okropném, wśród téj bitwy, od któréj serce martwiało: patrzałam, płakałam i wściekałam się z gniewu na słabe ręce moje.
Kobiety stały przy niéj oniemiałe.
— Wzięto mnie jak w niewolą w obozie Jagiełły, stryj ksiądz szukał zbiegłéj i pochwycił. Wśród bitwy wyrwałam się im, pachołek co był ze mną podał mi konia. Chciałam widząc tę klę-