Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 069.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znam Mikołaja podkanclerzego co jest przy królu, trafię do Witolda, do duchownych. Wiem i czuję, co do czynienia mam.
— Jedźcie, idźcie, śpieszcie! — mówił Plauen.
— Zmienię suknie, wdzieję świeckie, będę zbiegiem, zostanę na chwilę Polakiem; Bóg przebaczy w dobrym celu użyty podstęp: niech zresztą spadnie to na sumienie moje.
— Na nas wszystkich — przerwał Plauen i zniżył głos. Wóz, weźcie wóz, weźcie złota ile chcecie; jeśli są sumienia przedajne, kupcie je; jeśli są trwożliwe, zastraszcie; jeśli są zawistne-podniećcie. Zasiejcie między nimi nieufność, obróćcie ich przeciwko sobie, zródźcie niezgodę. Skazani jesteśmy, niestety, na użycie tych środków, gdy innych nie mamy.
Marcin słuchał.
— Mówić mi nie potrzebujecie, w ostateczności drogi ratunku są jasne; widzę je: są jedyne. Chytrzy być musimy jako wężowie, bo z chytrzejszymi od wężów do czynienia mamy.
— Zakon winien ci będzie wybawienie; wstrzymajcie pochód na Malborg: ocalcie nas. Dziś, natychmiast, uciekajcie ztąd. Osłońcie swą podróż ucieczką; mówcie z nimi przeciwko nam, abyście ich ufność zyskali, ale czyńcie za nami.