Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 059.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wojsk krzyżowych, niéma! Wybiła ostatnia godzina, wybiła!
Załamał ręce i płakał, potém się zerwał chcąc iść, ale siły go opuściły i osunął się pod murem na ziemię.
Do kupki, która się wprzódy była zebrała, przybywali coraz nowi słuchacze, ale nikt uszom wierzyć nie chciał: chłopca miano za obłąkanego strachem boju.
Wtém na koniu rycerskim, lecz pokrwawionym i odartym, ukazał się jakby drugi poseł.
Był to wieśniak bosy, odarty, w koszuli i spodniach, podpasany słomianym sznurem. Twarz jego opalona, jeno promieniała dzikim szałem, niby tłumioną radością. Białe zęby śmiały mu się w ustach szeroko otwartych, ręką machał nad głową konia tak znużonego jak pierwszy.
Strażnik poznał rumaka brata Kuno ze Szlązka i ręce załamał.
Wieśniak dopadł pod mur, stanął i z konia się zsunął, niby z rozpaczą bijąc w ręce, ale udanéj téj żałości urągały się oczy jego i usta.
— Sądny dzień! — zawołał — wszyscy polegli, pobite pany nasze wielmożne, pogruchotane zbroje złote. Krucy się pasą na ciałach dostojnych! Sądny dzień Boży!