Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lone wyły wichry, piorun padał po piorunie, zdawało się, że ziemia spłonie i niebiosa się na nią obalą.
— Mury zamkowe drżały — rzekł strażnik — piorun padł w Gdańską wieżę i spłynął jak potok ognia po murze: czarna smuga po nim została. To nic dobrego nie wróży.
Żebrak spojrzał nań.
— Wicher i burza — rzekł powoli, z powagą wielkiego znawcy — wicher i burza, albo szatani duszę wielkiego winowajcy do piekieł niosą, albo na ziemi walka straszna i bój.
— Tak, walka, bój, bitwa. Wszystkie nasze i gościnne chorągwie poszły. Mówią, że Jagiełło uciekł przed niemi, a drudzy, że z siłą ogromną mieczem i ogniem kroczy na nas.
— Któż Zakon zmoże! — westchnął żebrak. — Kto takich panów potężnych, co na całym świecie mają braci i opiekunów, odważy się nawet zaczepić. Chorągwie już pewnie ścigają króla Jagiełłę i kraj jego pustoszą za karę.
— Wyszli całą potęgą, nas tu garść ledwie została, ale zamek nie potrzebuje obrony.
— A ktoby śmiał się nań targnąć! — odparł żebrak.