Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ze służby patrzało z wież, ażali gdzie nie dojrzy gońca na szlaku.
Co chwila oczekiwano jakiéjś wieści, a nigdy zwycięzkiego Zakonu bracia i służba nie trwożyli się tak i nie przeczuwali złego. Wiedzieli wszyscy, iż tam się ważyły losy dwóch krajów, lecz ileżto razy wyszedł Zakon zwycięzko z boju, albo go umiejętnie potrafił uniknąć? Nigdy taką trwogą nie biły serca jak teraz.
We wrotach pod kaplicą Świętéj Anny stał stary knecht na straży. Sparł się na halabardzie i zadumał, patrząc przed siebie osłupiałemi oczyma. Siwa broda wpół mu się zwinęła na ręku, a źrenice bezmyślne, nieruchome, wlepione trzymał gdzieś w dal, któréj nie widział. Na najmniejszy szelest drgał i oglądał się. Zaczęto dzwonić na wieczorną godzinę w kościele, zamruczał jakąś modlitwę i roztopiła mu się wprędce na ustach — o czém inném myślał.
Wtém, wlokąc się wzdłuż muru o kiju, kulawy, zgarbiony przysunął się żebrak i stanął przed nim. Nie rychło go zobaczył strażnik, a ujrzawszy nie zaraz przemówił.
— Słyszałeś burzę nocną??
— A któż lepiéj nade mnie, co śpię pod murem w dziurze? — odparł żebrak — całą noc sza-