Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 034.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu więc wytężono usiłowania, aby oskrzydlić wojsk resztę. Tatarzy, którzy w pierwszéj tylko napaści są straszni, pierzchać poczęli wedle obyczaju swego, ciągnąc za sobą pułki Witoldowe. Napróżno sam książe zastępował z tyłu pierzchającym i zmuszał ich do boju powracać; popłoch jaki się wszczął, niczém nie mógł już być pohamowany. Jeden po drugim uchodziły oddziały całe, ginęły chorągwie, złamany szyk dawał Krzyżakom przystęp, tak że Witold zrozpaczony, sam własnych ludzi zabijał, nie mogąc ich opamiętać.
Jedni Smoleńszczanie dotrzymali placu, reszta pociągnięta przykładem Tatarów, z częścią Polaków nawet, ku lasom uciekać zaczęła, a Krzyżaków oddział znaczny, sądząc, że już otrzymali zwycięztwo, w pogoń się puścił za uchodzącymi, siekąc i mordując po drodze.
Z pagórka, na którym stał Jagiełło, widać było z jednéj strony walką upartą, z drugiéj klęskę mogącą za sobą pociągnąć niepowetowane straty.
Tumany kurzu uchodzące ku lasom, znaczyły drogę rozpierzchłych pułków Witoldowych.
Chwila to była straszliwa, w któréj męztwa i nadziei, nawet Jagielle, ufającemu w pomoc Bożą, zabrakło. Zakon zdawał się odnosić zwycięztwo,