Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 013.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

plicy. Chorągwie widać było ustawiające się do boju. Z poza krzaków, gwałtowny wicher, który nie ustawał i niósł w oczy Krzyżakom pył i piasek z pod koni, powiewał silnie proporcami nieprzyjaciela, które z za zielonych gąszczy przeglądały.
Szmer jak mruczenie strumienia słychać było w szeregach zakonników: odmawiano modlitwę przed bojem. Całym chórem odzywały się niekiedy zakonnym trybem wygłaszane Responsoria.
Ze strony polskiéj jeszcze się nie odezwała Bogarodzica, wojsko w milczeniu czekało na wodza, ten i ów modlił się pocichu. Wódz modlił się téż, leżąc pochylony na ziemi.
Witold wziął za ramię Zyndrama Maszkowskiego.
— Mieczniku, chodź ze mną; Janie hrabio z Tarnowa, idźcie proszę: razem może więcéj u króla zyszczemy. Mnie nie słucha, przypisując mi krew zagorącą.
Weszli wszyscy po trzeci raz do kaplicy. Ksiądz składał dopiéro naczynia ofiarne, nie wyrzekł jeszcze: „Idźcie, ofiara spełniona,” nie odczytał Ewangelii ostatniéj. Jagiełło klęczał pochylony i zatopiony w modlitwie.
Jan z Tarnowa zbliżył się do ucha jego.
— N. Panie, wszyscy was błagają, pośpiesz-