Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 012.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trudno, gdy raz się do boju puści, a nie jego rzecz bić się, tylko rozkazywać.
— Tak, głowy strzedz należy — zawołał podkanclerzy — wszystko przewidziéć. Któż wié, jak bitwa wypadnie?
— Po ludzku co rozum dyktował uczyniło się — mówił marszałek — rozstawione są po drodze poczty i konie, na wypadek nieszczęścia, aby choć król cało wyszedł, póki my piersiami zasłaniać go będziemy.
— Ja już dłużéj pozostać tu nie mogę! — zawołał Witold bijąc zbrojną ręką po żelazie, w które się cały odział — ja muszę śpieszyć do moich.
To mówiąc, wszedł powtórnie do kaplicy. Msza święta, którą kapelan zwolna odprawiał, jeszcze się nie kończyła. Nadchodziła komunia. Jagiełło pochylony bił się w piersi. Witold szepnął mu:
— Bracie! gore! wojsko potrzebuje widziéć cię: śpiesz.
— Nie odejdę bez krzyża i błogosławieństwa — mruknął Jagiełło niecierpliwie. — Czyńcie co chcecie, władzęm zdał...
— Ależ to księżowska rzecz się modlić! — Zawołał Witold.
— I królewska — dodał Jagiełło spokojnie.
Zrozpaczony niemal wyrwał się Witold z ka-