Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mieszczanie mieniali się na Ratuszu nie schodząc z niego — co chwila bowiem spodziewali się żądań i rozkazów.
W Radzie miejskiej, dawniej spójnej i zgodnej, dostrzedz już było można jakby zarysowujący się podział na dwa obozy. Nie stały one jeszcze wyraźnie przeciwko sobie, lecz z wejrzeń, półsłówek, twarzy, humoru, mieszczanie poczuwali się sami do myśli różnych i uczuć niezgodnych.
Do najzajadlejszych, jawnych nieprzyjaciół księcia Łoktka należał naówczas niewchodzący do rady mieszczanin Herman z Raciborza, młody kupiec majętny, który był właśnie po ojcu odziedziczył domostwa i dworzyszcza znaczne w Rynku i przy ulicy od Ś. Franciszka wiodącej.
Ten na Ratusz wpadłszy, wszystkich Radnych łajał i narzekał na nich, iż nie czujni byli, że wrót nawet strzedz nie umieli, nieprzyjaciela wpuścili i miasto narazili na zgubę.
Człek młody był, gębacz wielki i śmiałek.
Nie odpowiadano mu, ledwie ramionami ruszając, bo się każdy ust obawiał otworzyć. — On jeden śmiało wywoływał.
— A na co nam się aż trzej panowie Wójtowie zdali, dziedziczny i wybrani, a Rajców tylu!! pięknie oni wszyscy dobra naszego strzegą!
Cóż teraz? Czechy jutro jeśli nie dziś z zamku wypadną i miasto zmieni się w popiołów kupę!
— Milczelibyście — przerwał mu gwałtownie