Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lud ten do wojowania i łupieży nawykły głodny, chciwy, rozpuszczony ciągłym bojem, dowódzcy ledwie mogli utrzymać w porządku na widok dostatków po domach i sklepach — krew się w nich gotowała. Na uboczach też gdzie mogli gwałtem się do domostw parli. Słychać było z dala krzyki niewieście i zwady.. Starsi biegali i jak mogli poskramiali wybryki.
Księciu pod niebytność Wojta Alberta otwarto dom jego, za nim na radę wciągnęli dowódzcy i urzędnicy. Do koła stawiono straże, w ulicy zatknięto chorągiew.
Kilku czeladzi posłanej przez Marcika, pilnowało wrót wdowy Grety, która z górnego ganku swego domostwa, sparłszy się na balaskach okalających górkę na poddaszu stała najspokojniej przypatrując się temu, co się działo w ulicy. Kurcwurst tak był przelękły, iż laskę swą, obawiając się, by jej za broń nie wzięto, a jego za stawiącego opór — skrył najstaranniej do kąta.
Sam z ukrycia spozierając, żegnał się co chwila i pacierz mamrotał.
Greta jakby przygotowana była do tego, wcale nie okazywała zdziwienia, pewną będąc, że się jej nic złego stać nie może. O zamknięcie wrót nawet nie wiele się troszczyła. Pilnowała ich straż Marcikowa nikomu nie dając przystępu.
W klasztorach męzkich nie tak wielka jak u zakonnic panowała trwoga. Szczególniej Beginki,