Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 185.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do izby jak trup blady, tak że twarzą samą, przeraził, nim mógł wyrzec słowo.
Muskata zerwał się z siedzenia.
— Miserere nobis! — wyrwało mu się mimowolnie. — Co się dzieje?
Kustoszowi na odpowiedź głosu brakło.
— Miasto — miasto zalane — począł niewyraźnie — pełne! Zajazd niespodziany ziemian, rycerstwa, ze wszystkich ziem. — Nikt nie doniósł, nikt nie przewidział. Zdrajcy mieszczanie wpuścili ich. Wojt uciekł do Miechowa, — umyślnie.. Książe Władysław — Łoktek już w rynku.
Nazwisko to usłyszawszy zadrżał Muskata, usta mu zapadły — padł na siedzenie rękami twarz zasłaniając.
— A na zamku? — wyjąknął. — Czesi! co robią Czesi?
— Tak samo jak wszyscy niespodzieli się — odrzekł Kustosz. — Spisek był, — wołał namiętnie zburzony. — Zdradzono nas i ich!
Co W. Miłość czynić myślicie?
— Ja? ja? jąkał się Muskata szukając myśli — ja? Nic! nic! Zamknąć wrota! Nie wiem o niczem.. nie przyłożę ręki do niczego. — Poczęto bez mej rady — niech kończą sami.
A po namyśle szepnął.
— Gdybym mógł, zjechałbym precz. Nie chcę patrzeć na to, ani się o nich ocierać.
Kustosz głową poruszał.