Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 179.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żdej gromadce rycerstwa po kilku i kilkunastu, ludzi statecznych, znanych po nazwiskach i z urzędów każdemu.
Niektórzy z nich jak Wierzbięta, Kasztelan i Wojciech ze Żmigroda Wojewoda, mieli tu dwory swoje i do nich zajeżdżali, z sobą też innych wiodąc — Sandomierzanie i Kujawiacy do mieszczan się wpraszali.
Przez wrota ze wszystkich stron ku wieczorowi napłynęło tylu gości, że i w ulicach poczęło być gęsto, a z bram, domostw i podwórców gwar szedł wielki. Czeladź szynki i browary napełniała. Dopiero teraz Veit, dowódzca straży miejskiej i Viertelników opatrzył się, że gości tych w mieście tłum był do zbytku wielki.
Nikt się ich tu nie spodziewał, bo ani święta, ni zwołanego zjazdu nie było. Gdy tłum tak wielki nagle się znalazł, Veit rozpatrzywszy się w nim, niespokojny na Ratusz pobiegł, spodziewając się tam znaleźć Wójta Alberta. Ale tu go nie było.
Powiadano, że do brata Henryka pojechał.
W Ratuszu zastał tylko Veit burmistrza Amyleja z Muchowa, jednego z najzamożniejszych kupców, który do spraw miasta najmniej się był zwykł mięszać, swoich więcej dozierając.
Amylej czekał na Pawła z Brzega, z którym do omówienia coś mieli. po wielkiej izbie Radnej przechadzał się sam, gdy Veit wbiegł mocno poruszony.