Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żal mi wielce Arnolda mego! — dodała z wejrzeniem bystrem...
— O następcę nie będzie trudno! — westchnął Balcer.
— O dziesięciu — odpowiedziała trochę się zatrzymując Greta, — ale nie o takiego jak on był.
— Umarli zawsze bywają najlepsi, to wiadomo — ozwał się z trochą urazy Wurm.
W chwili, gdy się może weselsza zawiązać miała pogadanka — pędem do ratusza, rozbijając ludzi, nadbiegł Czech Mikosz, któremu ktoś musiał podszepnąć o Grecie. Spieszył ją tu powitać i innym do zalecania się przeszkadzać.
Idący też od ratusza okrągły stryj Pawe z Brzega, zoczywszy synowicą, mrugając na nią z dala, przysunął się chcąc pocieszyć choć spojrzeniem na nią, bo szedł bardzo posępny i skłopotany.
Lecz — zobaczywszy swą ulubioną, już się uśmiechał po troszę i policzki ocierał.
Zaczynał się jakby dwór około Grety gromadzić, gdyż i Marcik znalazł się koło niej wyszedłszy z którejś budki, gdzie cóś musiał targować. Ze wszystkich co ją otaczali, ściskając się dokoła on, jeśli nie z postawy, bo ta była piękną, to z powierzchowności wyglądał najmniej dostatnio i możnie.
Greta pomimo to i jemu się dobrotliwie uśmiech-