Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Łoktek o świetność nie dbał, na zaciągi wszystko łożył. Brał gdzie mógł, dla siebie wiele nie potrzebując, na sprawę swą ważąc ostatek... Miał tylko to, co mu przyjaciele przynosili. Ten koni kilka, ów siądzenie, inny coś sukna i szat, tamten broni, mało który grosza ofiarował, a szło im teraz o to, aby przyszły pan nie zbyt się ubogo na świat okazał.
Skarbnik tam nie wiele miał do czynienia, bo ledwie gdzie chwycono trochę pieniędzy, wnet niemi Węgrom, Kumanom i innym gęby trzeba było zatykać. Miał już naowczas książe Władysław Kanclerza, Podkomorzych, Kapelana, Komorników, dwór, jakiego potrzebował, lecz występować nie było z czem, bo w tem wszystkiem zbieraninę widać było.
Przyszła wielkość tego, co się dobijał korony, widomą jeszcze nie była — lecz kto wszedł do izby, w której małe książątko siedziało na ławie u stołu, z gruba od siedzenia wyciosanego — popatrzywszy i posłuchawszy niepozornego człeka czuł, że w nim siła mieszkała wielka. Niczem on nie oślepiał, nie chwalił się, a szedł z taką wiarą w zwycięztwo dobrej sprawy, że i innym o nim wątpić nie dopuszczał.
Było to nad wieczór, Łoktek dowódzców i urzędników swych zgromadził do siebie.
W pośród nich stojąc drobny człek, odziany w zszarzany kaftan, z włosami rozrzuconemi,