Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 131.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie mniej jednak Greta wchodzącemu się uśmiechała, a oba siedzący za stołem, zobaczywszy go namarszczyli się. Suła miał ten obyczaj, że czy go, dobrze, czy źle przyjmowano, twarz zachowywał wypogodzoną, jasną — nie wiele dbając o ludzi.
Głową ledwie skłoniwszy dwom ichmościom u stołu, podszedł śmiało do Grety, która tego dnia tak strojną i piękną była, jak zawsze. Na niej nigdy ani znużenia, ani smutku, ni uczucia żadnego nie znać tak było, aby jej pogodne, dziwnie chłodne, promieniejące pięknością oblicze — mogło się zmienić i zachmurzyć. Zdawała się bawić i zajmować każdą rzeczą, nie biorąc nic do serca... Ludzie musieli jej być obojętni, chociaż wyzywała ich, bawiła się niemi, zagadywała każdego, nie gardziła nikim i lubiła pomnażać liczbę swych niewolników.
Każdemu z nich na chwilę jakąś zdawać się mogło, że mu więcej niż innym sprzyjała, lecz jeden chyba Kurcwurst, który nieodstępnie przy niej siedział i na wszystko patrzał a słuchał wszystkiego, mógł wiedzieć najlepiej, jak ludzi lekceważyła. Po wyjściu każdego wyśmiewała się i nie było dla niej lepszego od drugich — nikogo.
Czech przychodził tu prawie codziennie, niemiec Wurm, imieniem Balzer, nieustannie się jej z ożenieniem napraszał. — Bywało i innych wielu.