Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

upomną się Czechy o polską koronę, a Wasz mały pójść może na wygnanie.
Ostatnie wyrazy cichuteńko dokończył Biskup, ale z uczuciem, i widać było, że życzył tego co prorokował.
— Ten mały Łoktek — dodał żywiej — wiecie co on znaczy? Oto z nim jego polacy co mu się zasłużyli przyjdą tu i posiądą wszystko. Wiecie jak oni niemców kochają, jak im zazdroszczą! Złe czasy dla was nastaną. Książe, ten nigdy nic nie miał, wojna wpędziła go w długi, któż jeśli nie my i nie wy płacić je będziemy? Mieszczaństwo i dobra duchowne!
Westchnęli oba.
— Czekajcież! nie spieszcie — dodał Muskata. Czechy nad wami siedzą! Zawsze czas bramy otworzyć.. On na miasto i zamek razem ważyć się nie może.. to nad jego siłę.
Krótką chwilę trwała jeszcze urywana rozmowa. Biskup wypowiedziawszy co myślał, nie nalegał już, ochłódł, z rezygnacją patrząc na przyszłość. Albert pożegnał go niosąc swym towarzyszom radę, z którą mieszczanie na Ratusz poszli, rozdzieliwszy się w podwórzu, aby ich ztąd kupą idących nie widziano.
Dzień już był biały.
Muskata szedł zabierając się dopomnieć o posiłek ranny, gdy zapukano. Zdziwił się i zaru-