Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 109.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A przecież tak jest! tak jest! — rzekła upierając się przy swoje stara Anchen. — Tyś taki zaślepiony jak i drudzy — aż mi wstyd!
Paweł, któremu wyrzuty te pochlebiać się zdawały, śmiał się a oczy mu połyskiwały.
— Oj! Greta wasza! — poczęła szydersko gniewnie szepleniąc stara Anchen. — Greta ma głowę do tego, żeby cały świat durzyła. Rozmiłowują się w niej Czechy, Polacy, nasze Niemcy — kto żyw! Nawet ten głupi Hans!!
— O! i ten? — przerwał śmiejąc się Paweł. — Dobrego mu się zachciewa.
— A jej wy wszyscy nie w głowie! — mówiła Anchen — a co u niej w głowie, jeden Bóg wie' Bawi się wami jak dziecko lalkami. Kogo chce sobie zyszcze, byleby rzuciła okiem, mrugnęła, uśmiechnęła się... Każdy głupi szaleje...
Ruszyła ramionami — Gdyby nieboszczyk mąż jej żył — dodała — tenby ją był może utrzymał, bo zazdrosny był. Na jego szczęście zabito go — bo płochą jest... Teraz wdowa, swobodna! oho!
Powinnibyście wydać ją za mąż, aby się to raz skończyło...
— Anchen moja — odezwał się Paweł zawsze wesoło. Tej Grety ani ja ani nikt nie wyda, póki ona sama wyjść nie zechce. Na dziś to i lepiej tak jak jest...
— Dla was lepiej! umhu! — mruknęła stara