Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swego obowiązku przygotowania mu nocnego napoju do poduszki, zabrała się do płukania sklenicy. Pora była ogień gasić i iść do łoża. Paweł jednak nie spieszył do sypialni obok otwartej, w której światła jeszcze nie było — przeszedł się zadumany po izbie, pogrzał u ognia i starą jakby teraz dopiero zobaczywszy, zapytał cicho.
— Nie było Grety?
Pytanie zdało się na niej nieprzyjemne czynić wrażenie, pomarszczona jej twarz wykrzywiła się niesmacznie, spojrzała na gospodarza i odrzekła.
— Na cóż wam ta Greta potrzebna?
— Ah! — odparł swobodnie Paweł — moja stara Anchen — Greta nie tylko mnie opiekunowi i powinowatemu, ale ludziom wielu potrzebna jest na świecie.. Zda się ona każdemu!
— Tak! tak! — mruknęła stara Anchen — wycierając kubek i niepatrząc mu w oczy — Greta zda się wielu na utrapienie. Wszyscy wy, nie wyjmując ciebie starego, coś jej stryjem i opiekunem, odkąd ojca i męża straciła — wszyscy wy dajecie się jej bałamucić, a ona o żadnego z was nie dba!
Paweł rozśmiał się.
— Anchen moja! — odparł. — Jeżeli też kto oprócz ciebie, popatrzywszy na mnie powiedzieć śmie, iż niewiasta bałamucić może taką starą baryłę.