Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 098.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wano piwo — nasłuchiwali miejscy pachołkowie i dowódzca, który ich prowadził.
Gdy powolne a ciężkie kroki ich i chrzęst żelaztwa, którem byli okryci, dały się słyszeć zdala, widać było wśród mroków przemykających się ludzi nocnych, co się im w ręce popaść lękali. Kryli się oni w najciaśniejsze zaułki, zwane kątami, przytulali do parkanów, a niekiedy szukali bezpieczniejszego schronienia po cmentarzach otaczających kościoły.
Największa rozmaitość budowli czyniła miasto po księżycu widziane — obrazem, wśród którego połamanych linij i zagłębień gubiło się oko — i błąkało niemogąc dojrzeć nic oprócz pstrej szachownicy świateł i cieni.
Obcy przybysz nie łatwo by tu znalazł drogę. Miejscami zdawały się urywać ulice, kończyć miasto, wieś rozpoczynać, wtem nagle wyrastała jak wyspa czarna kupa budowli i murów, lub kościół murem opasany. Domostwa nawet sznury pól i zagonów przedzielały. W środku miasta ściśnięte domy im bardziej odbiegały od tego ogniska, tem rzadsze siedziały i bardziej osamotnione.
Około Mikołajskiej bramy szczególniej uderzało domostwo jedno, które o lepszą nawet z Ratuszem iść mogło.
Stało ono podnosząc się dosyć wysoko; znaczniejsza część jego z grubego muru jakby w skale