Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 097.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W rynku ciszej było, niż gdzieindziej, krom piwnicy Ratuszowej, która choć już niby zamknięta, pełną jeszcze była przypóźnionych w niej poufałych gości.
Około długo wyciągniętych kramów i kupieckiej gospody, nocne straże snuły się nieustanni, grzechotkami dając znać o sobie.
Na niebie mury rozpoczętego kościoła Panny Maryi, przy których, jak w większej części innych budowli ciężkie rusztowania stały — ściany Ratusza i kilka wyższych kamienic do koła ciemno się zarysowywały.
Miasto na pozór śpiące — w istocie jak żółw w skorupie z życiem swem we wnętrzu się kryło.
Straże co się snuły po kwartałach przystając niekiedy, nasłuchując i przypatrując się, najlepiej wiedziały o tem. Nie łudziło je to milczenie przymusowe, znali oni mieszkańców każdego domu i wiedzieli gdzie się co ukrywać mogło. Około niektórych budowli zakradali się ciszej, przysuwali do ścian, przykładali ucho do okiennic i czekali czy podejrzanego nie posłyszą głosu.
Czujne ich uszy czyhały tylko na okrzyk jaki, wołanie o ratunek, jęk stłumiony lub stukot gwałtowny, aby wpaść do domu i pochwycić winowajców.
Połów każdy był im pożądany.
Szczególniej gdzie stały łaźnie, gdzie były szynki, gdzie przy licznych browarach sprzeda-