Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozmowa ostrożnie prowadzona trwała bardzo długo. Marcik niecierpliwy to jedną, to drugą stronę coraz jakiem słowem popychał, aby do końca doprowadzić umowę. Smił i Rajcy udając, że niesłyszą — półgębkiem pomrukiwali.
W ostatku otyły Paweł i płaski Żurdman spójrzawszy na się raz i drugi, wstali z ławy i dosyć uprzejmie pozdrowiwszy Sędziego ku drzwiom się mieli.
Smił ich nie zatrzymywał, a Marcik dopiero za progiem, gdy na wóz włazili, począł im żywo wymawiać, iż nie chcieli nic sprawić i darmo go zwiedli.
— Ależ pilnego nie ma nic — odparł Żurdman. — Przecie tyleśmy zyskali, że wiemy z jednej i drugiej strony czego chcemy i czego spodziewać się możemy.
W tem woźnicy kazali nazad do miasta.
Smił milczący siedział za stołem.
Marcik do izby powróciwszy, choć z uszanowaniem do Sędziego się zbliżył, zapytał go kwaśno, czemu niemców większemi obietnicami nie starał się pozyskać.
Klecha potrząsł głową.
— Lepiej żeby niemcy wielkich się od nas rzeczy nie spodziewali, — rzekł sucho. — Pan nasz około siebie drugiego pana nie ścierpi.
Marcikowi po żołniersku zdawało się, że można było obiecywać, aby za łeb wziąć, a wzią-