Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 087.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ser i piwo.., abyśmy wstydu nie mieli, głodnych odprawiwszy.
Zbyszek się trochę w głowę poskrobał, mając na pamięci, jak go Boskowiczowi ludzie, razem z Toporem chwycili i pędzili — jak go potem więziono. Obawiał się, aby coś podobnego nie przytrafiło się znowu. Domyślał się spisku jakiegoś.
Marcik dorozumiawszy się tego, wesoło ojcu zaręczył, że strachu żadnego mieć nie powinien. Zbita, choć niechętnie, poczęła myśleć o tych gościach zapowiedzianych, lamentując tylko, że ją przy ubóstwie na srom narażano.
Z Marcikiem się jednak nie sprzeczali, trzeba go było słuchać, czuli, iż przez niego sam pan im rozkazywał.
Jak tylko zaświtało Marcik już był na koniu i zniknął.
Wymieciono chatę, okryto stół, z miasta Zbyszek przywiózł co mógł dostać, gotowano się z piwem i z miodem, z kołaczami białemi i z mięsem dla gości...
Z południa zarżał koń Marcika, i z nim razem wszedł do izby człek sucherlawy, więcej do klechy niż do rycerza podobny, nie osobliwie zbrojny, przygarbiony, z oczkami małemi, które przymrużał, gdy chciał co zobaczyć.
Nie młody już był, nie przystępny jakiś, nie zręczny i nie nawykły pewnie ni do podróży, ani