Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdzie był, iż ani chwili nie potrzebował do opamiętania się po śnie głębokim.
Mieczyk nie wiedział jeszcze co poczynać, gdzie go szukać, gdy książe wyszedł naprzeciw i pozdrowił go.
— Mieczyk! Bóg zapłać!
Dał mu rękę silną, którą ten pocałował, ale choć poszanowanie mu okazywał, obawy w nim widać było więcej jeszcze niż innego uczucia. Mały pan zdawał się to rozumieć. Dał znak ręką swoim, aby się oddalili. Mieczyka poprowadził ku ławie, na której usiadł.
— Spodziewaliście się wy ujrzeć mnie kiedy? zapytał książe zdumiałego i przypatrującego mu się Toporczyka.
— Pragnęliśmy was nie raz — odezwał się z powagą chłodną pan z Tęczyna — ale spodziewać się jakbyśmy mogli, kiedy oto czwarty już rok słuchu o was nie było, krom, żeście W.Miłość pono w Rzymie pobożni byli.
Ludzie mówili wszyscy, że już was nie ujrzemy. Tymczasem u nas wiele rzeczy srodze się przemieniło.
— I gdyby Bogu się nie podobało uczynić cudu — począł Łoktek — nie postałbym już ja na tej ziemi, ani bym kiedy ujrzał żonę, ni mógł pomyśleć o tem co mi wydarto! Ale Bóg raczył sprawić cud, wierzę, iż go dokona.
Tak, chodziłem pokutę sprawiać za grzechy