Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 194.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wadzeniu ładu i bezpieczeństwa w mieście. Veit zniknął, Viertelnicy się rozproszyli i pochowali. Wójtów nie było, władzy i rządu nie było... Ślązacy plądrowali. Kto czeladź miał, uzbroiwszy ją trzymał we wrotach ku obronie, aby napaść odeprzeć. Szeluta i inni browary zawczasu pozamykali, ale żołnierze poodbijali wrota.
Beczki wytoczono i pito nie płacąc...
Na zamku, dokąd Musza już dał znać o wszystkiem, radość panowała wielka, Marcik czekał tylko, by wyciągnęli Ślązacy.
Nocą Muskata w szarej opończy, przebrany chciał się z miasta wydobyć, ale mu znać dano, że oddziały Łoktka w pobliżu się włóczą. Musiał powrócić, a nad ranem pieszo przemknąwszy się do Dominikanów, znikł w ich klasztorze.
Ledwie na brzask się brało, gdy Ślązacy cicho, chorągwie pozwijawszy, z miasta się wysuwać poczęli, a za niemi wozy ładowne i konie poobjuczane. Księcia Bolesława wschodzące słońce już tu nie zastało. Najliczniejszy oddział wyciągnął Floryańską bramą, prowadząc z sobą pod silną strażą uwięzionego wójta Alberta.