Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 188.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

straszonemi. Niektórzy wybiegli do klasztorów i kościołów, dla siebie lub mienia swego szukając schówki i opieki.
Z jednej strony, co trzymało z wójtem, Hermanem z Raciborza i zausznikami jego, cisnęło się do kamienicy w rynku — aby tam radzić o sobie. Przeklinano Opolczyka — łajano Alberta, że nie przewidział wcześnie tak strasznego końca.
Drudzy, Paweł z Brzega, Hincza Keczer, wszyscy przeciwnicy Alberta, głośno się odzywali, że miasto o sobie samo radzić musi, bronić życia i majątku.
Hincza wołał:
— Radzcy nie radzcy, wszyscy, kto ma głowę do ocalenia, na ratusz... Trzeba myśleć o sobie, gdy rozjątrzony pan tu wnijdzie, nie czas będzie się tłumaczyć! Na ratusz!
W ratuszu pachołkowie nie wiedzieli kogo słuchać, — ale Hincza i Paweł podnieśli głos tak stanowczo rozkazując, iż się im sprzeciwić nie śmiano.
Wyprawiono gońców po tych, co z wójtem nie trzymali.
Powołani znaleźli się łatwo — czuli wszyscy nadchodzącą sądną godzinę. — Od Szlązaków wiedziano już, że otrąbiono zbieranie się nazajutrz i wyciąganie z miasta, które samo sobie oddane być miało na mściwą prawicę Łoktka.