Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 183.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Książe nic na to nie odpowiedział. — Chwilę myślał i odezwał się ociągając.
— Powiedzcie ks. Władysławowi, jak was przyjąłem, — zanieście mu i tę odpowiedź odemnie, że jego ziemi zawojowywać nie miałem zamiaru. Dawano mi ją — zawierzyłem ludziom złym! to cała wina moja!
— Miłościwy panie! — przerwał opat gorąco — nie ma tn winy żadnej. Nie ten winien, kto zawierza, ale kto zawodzi.
Książe Bolesław weselej patrzał, zawiązała się rozmowa poufalsza. Przystąpił stary Żegota, za nim inni, okazując mu uszanowanie, ochraniając cześć jego, wychwalając miłość pokoju.
Wszyscy też radzi byli, że się sprawa daleko lepiej kończyła, niż się spodziewali. — Lica się rozjaśniały. — Żegota i Ratuld, mający do tego od księcia upoważnienie, na stronie po cichu umowę z księciem Bolesławem dokonywali, o której warunkach głośno nie mówiono.
Do czego się oni zobowiązali w imieniu Łoktka, nie wiedział nikt, ale całe zgromadzenie ziemian porękę dawało, że co przyrzeczono, dotrzymanem będzie.
Gdy na górze się losy nietylko stolicy tej, ale wszystkich ziem rozstrzygały spokojnie, wójt Albert stał sam, opuszczony od wszystkich, w sumieniu niespokojny, wiedząc, że sie przebaczenia spodziewać nie może, ani od księcia Bolesława,