Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słyszycie rozkazanie! — wielkim głosem powtórzył Wójt. — Tak ma być jakom rzekł.
I dodał szybko.
— Ludzi trochę dodadzą Ślązacy, Biskup też swoich wyśle. Jutro na zamek. Muskata ma swoich stróżów przy kościołach i klechów na zamku, ci pomogą.
Nikt nie okazał po sobie gotowości do spełnienia przykazania tego, tylko Keczer śmiało naprzód wystąpił.
— Czyja wola, — rzekł, — niech czeladź daje, a ja nie puszczę, nie dam i jednego pachołka nie poślę. To ostatnia zguba.
— Ja też! — odezwał się Paweł z Brzega.
Drudzy sobie w oczy patrzyli, ale protestować bali się.
— Nas dwu, mała rzecz — dodał Keczer, — ale gdy się mieszczanie rozmyślą, znajdzie się nas więcej, — ludzi nie damy!
— To głowy dacie! — ryknął Wójt wściekle ręką bijąc o stół.
Nim Łoktek wasz przyjdzie, pościnać każę buntowników!
— Probujcie! — odparł Keczer i zwrócił się wolnym krokiem ku drzwiom. Paweł nie mówiąc słowa wychodził za nim. Nie tamowano im drogi — wyszli.
W izbie radnej zrobiło się cicho.