Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 144.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z wozem pod ratusz zajechał i jak stał w płaszczu, pod którym miał urzędowe szaty, wszedł witać pana, którego pragnął.
Książe powstał, rozstępowali się wszyscy, mały, niepoczesny, przykurczony Biskup z wielką gorącością i poszanowaniem się przybliżył. Śmiał się i płakał, drżał i mruczał coś niewyraźnie, wielką radość widać w nim było.
— Skończyło się panowanie Antychrysta! — zawołał głosem, który kaszel przerywał. — Niech Bóg synowi swemu na tej stolicy błogosławi.
I przeżegnał schylonego.
Książe jedno teraz miał na myśli, i zamiast podziękować Biskupowi — odezwał się niespokojnie.
— Zamek się nie poddaje!!
Biskup uśmiechnął się z jakiemś politowaniem.
— A! nie dziś, to jutro mieć go będziecie! — rzekł wesoło. — Ja tam wejdę dla kościoła, a gdy raz się dostanę, postaram się, aby bramy otwarto.
Noc nadeszła i wszystko musiano odłożyć do jutra. Bolesław po cichu rozmówiwszy się z Biskupem, kazał się prowadzić do dworu Alberta, przygotowanego na jego przyjęcie.
Wojsko zająwszy miasto, choć ono mu się dobrowolnie poddało, poczynało gospodarować jak w zdobytem. Mieszczanie dopiero teraz postrzegli, na co byli wystawieni. Ślązacy gwałtem domy opanowywali, odbijali kramy, chwytali co kto na-