Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bolesławowi chmura przeszła po twarzy. Oczyma szukał Wójta, który ułożywszy spokojne oblicze, wchodził właśnie. Spojrzał nań z wyrzutem.
— Cóż to? Zamek się opiera? bronić się myślą?
Albert wzgardliwie ramionami dźwignął.
— Nie ma o czem mówić — odparł, — jutro się wszystko wyjaśni. Bronić się nie mogą, ludzi nie mają. Trudno, aby się od razu poddali — ale popłoch tam wielki.
W. Miłość zajmijcie dom mój, a jutro...
Książe patrzał już na Fulda, jakby Wójtowi nie dowierzał, dowódzca zdawał się wątpić.
Albert przysunął się do księcia.
— Księżna z dziećmi znajduje się na zamku, należałoby jej dać wolne wyjście ze dworem. Zechce pewnie swoje mienie zabrać.
Bolesławowi te targi były nie do smaku.
— Inaczej mówiliście i obiecywali mi w Opolu — odezwał się do Wójta z wymówką. — Zaklinaliście się, że wszyscy mieszczanie, duchowni, rycerstwo na mnie czeka, i nikt się nie sprzeciwi.
— I dziś to powtarzam, — rzekł Albert, ale księżna musi się o swobodę i mienie targować.
Rozmowę poczętą przerwało wołanie oznajmujące, że Biskup przybywał. Muskata, który Łoktka i Krakowa unikał od dawna, obiecywał był swe przybycie na dzień zajęcia miasta przez Ślązaka.
Spóźniwszy się nieco z przyjazdem, wprost